ChorwacjaWakacje z kunamiWP za granicą

Chorwacja – Wakacje z kunami

Przez 3 października 2012 No Comments

*

No i pojechaliśmy w końcu do tej Croacji. Dla tych, którzy chcieliby ewentualnie podążać naszymi śladami, nie mam zamiaru dawać jakichkolwiek namiarów, a szczególnie GPS.

Bo ich nie zapisywałem.

Podzielę się za to informacjami ogólnymi:
Croacja jest krajem skalistym. Skały są wszędzie, a zwłaszcza od morza aż po wgłąb lądu.

A propos morza – na wybrzeżu jest go bardzo dużo, a szczególnie wokół wysp. W zdecydowanej większości jest to morze mokre i słone, a przy tym czyste jak nasza woda gazowana z Mirosławca.

Nie ma z kolei, niestety,  morza w ogóle w centrum, oraz na wschodzie tego kraju.
Podstawową walutą Croacji jest drapieżna łasica zwana kuną, na którą musi się składać aż 100 lip!
Kraj ów jest bardzo przyjazny turystom, których walą w rogi jedynie raz na tydzień (mówię to na podstawie, oczywiście, własnych doświadczeń).

Miejsc noclegowych jest tam zaiste cała masa, acz na wypadek, gdyby niesfornemu turyście przyszedł do łba pomysł z noclegiem – tak jak można chyba na całym świecie – na „dziko”, linia ciągła rozdzielająca pasy na drodze jest rzeczywiście – prawie cały czas ciągła.

Zjechać na parking owszem, można, ale w większości do godziny 19.  Nie mam pojęcia, czy policja w Croacji bierze w”łapę”, czy w rękawiczki, w których często ich widziałem.  Sklepy są świetnie zaopatrzone, zazwyczaj w 2 rodzaje piwa: Karlowaćko i Ożujsko.    Z uwagi na przyjemniejszą barwę nazwy częściej piłem to pierwsze.   Podczas całego naszego wrześniowego pobytu wspaniale dopisywała nam pogoda.  Zaznaliśmy słońca, deszczu, wiatru, wielkiej burzy.

Ale po kolei….

Naszą podróż zaczęliśmy w Polsce, prosto spod domu.
Jechaliśmy na południe kraju, mijając pola, lasy, wioski i miasta, aż zaczęły się góry. Wszędzie widoki były przepiękne.
Pierwszego dnia podróży najbardziej podobał nam się most we Wrocławiu, ale go za szybko przejechałem, stąd nie zobaczycie zdjęć…
Jedziemy dalej.
Nagle, w pewnym momencie, poczuliśmy się zmęczeni i zrobiło nam się duszno, więc zatrzymaliśmy się na postój i nocleg.
Na drugi dzień okazało się, że jesteśmy w Dusznikach.
Wtedy, gdy wszystko się wyjaśniło, pojechaliśmy jeszcze dalej, na południe Europy.

 

*

Kompletnie nie rozumiem fascynacji kobiet (a już szczególnie mojej) Hołkiem, bo nie dość, że jakoś nie wygrywa w rajdach, to i pilot z niego, jak ten od telewizora Rubin 102, czyli żaden.
Może warto namówić Kubicę, póki ma jeszcze trochę wolnego czasu?
Jadę sobie w kierunku Kudowy, aż tu nagle żona krzyczy:
– W lewo!
– Jak, w lewo? – pytam zdumiony.
– No w lewo!
Machinalnie daję kierunkowskaz i w ten sam sposób skręcam, a BoRa cichutko dodaje:
– Tak Hołek pokazuje…
Uchwyt na szybę od nawigacji został w domu, stąd Hołek – ściszony, by mnie nie wnerwiał – leżał u mojej między kolanami.
– No nie, przecież to droga do Zieleńca – mówię zrezygnowany.
Ale co mi tam, jadę na wakacje!
Luuudzie!!!
Dopóki asfaltu było więcej niż dziur jeszcze jakoś te zakrętasy znosiłem, ale gdy sytuacja się odwróciła, to BoRa mój głos usłyszała dopiero po 2 godzinach, podczas tankowania, no i ja też o żarełko musiałem poprosić.

Ponieważ jeszcze w domu zdałem się całkowicie na przygotowany przez BoRę rozkład jazdy dzisiejszy nocleg był zaplanowany w okolicach jezior Plitwickich.
I owszem, na noc zostaliśmy na kempingu w pobliskiej wiosce.
Co do samych jezior – czy ja wiem, czy je polecić?
No bo czy komuś mogą się podobać oszałamiające wodospady płynące sobie z jeziorka na jeziorko, zapierające dech, fantastyczne widoki,kojący uszy szum wody?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA            OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z oddali            Myk mykSlap            No. Nieźle

Nic się nie dzieje, nuda.

Całkowicie zaś zdumiony byłem informacją, że właśnie tu rozpoczęła się wojna w Jugosławii, a jak mówią sami Chorwaci – o niepodległość Chorwacji.

 

*

Streszczenie poprzednich odcinków:
Brams i BoRa ostatecznie zdecydowali się, że wrześniowe wakacje spędzą w Chorwacji.
Wybrali drogę na południe Polski, dalej przez Czechy, Austrię i Słowenię. Ponieważ BoRa jest adoratorką Hołowczyca, to jego ściszony głos początkowo prowadził ich do celu.
Brams był dwukrotnie bardzo niezadowolony z tej współpracy: pierwszy raz, gdy bezsensownie skręcił w drogę prowadzącą do przejścia w Boboszowie, ale przez Międzylesie, a drugi, gdy wieczorem okazało się, że przez to nie zaopatrzył się w kraju w swoje ulubione piwo.
Ich pierwszy chorwacki nocleg wypadł w pobliżu plitwickich jezior, którymi byli zachwyceni.
Aktualnie widzimy parę podróżników, gdy są w drodze nad Adriatyk, a kilkadziesiąt minut wcześniej zatrzymali się przy zakręcie drogi, stojąc w zadumie przy grobach kilkunastu chorwackich żołnierzy i 2 młodych Czechów z oddziałów wojsk ONZ z czasów wojny w Jugosławii….

BoRa sugeruje, że tereny które aktualnie mijamy, brały udział w filmach o „Winnetou”
No to pstrykam fotki, w młodości zaczytywałem się Mayem, a imieniem mordercy wodza, Santerem, nazywałem swego wroga z klasy.

Winnetoutu hasał           Tako rzecze BoRa

Podczas kolejnego ze zjazdów, zgodnie z kilkugodzinnymi oczekiwaniami, zauważamy Jadrana.
Jedziemy niżej, jeszcze niżej aż w końcu otwieram szeroko gębę…
No, kurde.

No, kurde

Tego się po Croatach nie spodziewałem!
Kogo oni tam mają od planowania przestrzennego?!
Chaos taki, że hej! Same zatoczki, horyzont zasłaniają wyspy, wysepki, w wioskach i miastach dachy tylko czerwone – co to, barwników im zabrakło?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA              Zatoczki

]OLYMPUS DIGITAL CAMERA            OLYMPUS DIGITAL CAMERA
A ten kolor morza: ni to zielony, ni niebieski, turkusy jakieś. Bleee….
I jeszcze coś: nie można było zaprojektować morza krótszego o jakieś 100 metrów z każdej strony, nie tak blisko skał, żeby człowiek wchodząc do wody przyzwyczajał się do niej w sposób kontemplujący, a nie nagły?!!

Dziś pogoda jest wspaniale rześka, silny wiatr od morza, gęste, skłębione chmury obiecujące fajny deszcz, postanawiamy zatem zwiedzić Zadar.

Automat parkingowy pożarł mój banknot 10-kunowy bardzo ochoczo, ale biletu bydlę wydać nie chciało.

„Kij ci w płaską dziurę” – pomyślałem z wyższością.

Weszliśmy przez jakąś bramę, morską bodajże, była otwarta, więc nie zauważyłem nazwy producenta.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
BoRa prawie od razu zaczęła pstrykać foty, a mi przyszło do głowy, że dodatkowo ponagrywam tę niechlujnie postawioną architekturę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA              OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA              OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pomimo sandałów z gumową podeszwą nogi niesfornie rozłaziły mi się po wyślizganych kamlotach udających trotuar.

Ponieważ miejsce to, jak i całą Croację poznali już wszyscy prócz nas, kilka słów o ichniej knajpianej żywności.
Chcąc zwiedzić kolejne przereklamowane miejsce, Trogir, nocowaliśmy na pobliskiej wyspie, blisko mostu łączącego rzeczoną wyspę z tym archaikiem.
W portowej knajpie BoRa zażyczyła sobie spróbować jakieś danie będące kwintesencją smaków tego regionu. OK, ciekawe co pan kelner zaproponuje.
Czystą, croacką angielszczyzną ów człek polecił danie morskie dla 2 osób. Wspaniale, niech będzie!
Lubię ryby, lubię piwo, a nawet bardziej , poprosiłem cześnika o półlitrową szklanicę zimnego Ożujska….

….i to była jedyna potrawa, która mi tam smakowała.

Danie za ponad 320 kuna okazało składać się w 80% z morskich okropieństw – tfu, jeszcze nie mogę bez wstrętu o tym myśleć – przez jakiegoś imbecyla nazwane „owocami morza”.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Meszek na owocach spotykałem, ale dorosłe, prawie sarmackie wąsy,do tego szczypce, pancerzyki, odwłoki, przyssawki, muszle i inne paskudztwa?!
Jak to są owoce to ja jestem ptakiem z jaszczurką w rozporku!
Pozostałe 20% to sałata, pomidor i 2 rybki, (doraty bodaj); te rybki pewnie przypadkiem się znalazły wśród tej wesołej gromadki. Zająłem się nimi oczywiście ja, a potworami BoRa.
Konsumpcja dorat zajęła mi 4 minuty, z czego 3 zużyłem na obieranie z ości i skóry.
Podjadłem, że oj, nie wiem kiedy tak się nażarłem;  dobrze, że w kamperze były kabanosy.
Karkówko, wróć!

*

W poprzednich odcinkach:
Podróżnicy docierają na wybrzeże kierując się w stronę Zadaru. Zwiedzają starą część miasta, a nad samym brzegiem morza słuchają koncertu morskich organów.
Na nocleg wybierają kemping w Zatonie, gdzie BoRa prawie natychmiast po przyjeździe korzysta z podgrzewanych basenów.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Spędzili tam jedynie jedną noc, podczas której przeszkadzała im wielka nawałnica dudniąca deszczem w kampera. Kolejny dzień jest słoneczny, ale ruszają w stronę Szybenika, gdzie kolejne trzy dni spędzają w Solarisie. Kemping jest tak rozległy, że nawet spacery są męczące.

Knajpka na kempingu Solaris              Knajpka w basenie

Poświęcają jeden dzień na wizytę w słynnych wodospadach na rzece Krka, brams jest pod wrażeniem piękna ścieżki edukacyjnej bo – jak powiada – to są jego klimaty.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA             OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA            BoRa przy KrkaJest si            Piękne okoliczności przyrodyKrka z góry            Roski slap



Dzień przed odjazdem zapoznają się z Bobrami z CT, którzy także wybrali na kilkudniowy postój ten kemping. Brams gorąco poleca Bobrom wyprawę do wodospadów.
Kolejnym przystankiem dla sympatycznej pary staje się wyspa Ciovo, sąsiadująca z Trogirem, miastem założonym jeszcze przed naszą erą. Brams często wyrażał swój podziw dla zabytków miasta, ale był zniesmaczony posiłkiem poleconym przez kelnera na prośbę BoRy o tradycyjne danie chorwackie.
Aktualnie kamper jedzie w stronę wyspy Hvar….

Jakieś deżawi, czy jak to się tam mówi? Te zatoczki są tak często i tak podobne, że mam wrażenie, jakbym jeździł „w koło Macieju”, ale konspiracyjnie przez BoRę włączony Hołek twardo obstaje, że jedziemy OK.

Zastanawiam, czy chłop poradziłby sobie z jazdą na skuterze…
Coś mało rodaków o tej porze w Croacji. Nie licząc Bobra z żoną należącego do tej samej co i ja sekty ludzi zabierających w podróż oprócz standardowej żony (czasem z dziećmi i zwierzętami) – tak na wszelki wypadek – także swój dom; to ledwo kilka przyczep i z jeden kamper.
Wracam myślami do Bobrów, i uśmiecham się. Ciekawe, czy pojechali obejrzeć te marne wodościeki, co to nie mogły porządnym kanałem popłynąć, miast na skróty, po trawie i lesie. Trochę żałuję, że je wczoraj tak obłudnie zachwalałem, jeszcze sobie wroga na forum kamperowym poczynię.
Kolejna zatoczka…
Albo to miasto pterofigowców, Trogir.  Aż mi się łza w oku zakręciła.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERABoRa oswaja lwa               OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ile tam miałbym roboty! Remonty elewacji, wymiana okien, rolet. Chodniki!!!
No i te ciasne niby-uliczki. Wyburzyłbym część budynków , a środkiem byłaby fajna, 4-pasmowa droga ekspresowa.
O, kolejna…
Albo mina tego gościa, com się go zapytał o drogę do tego pałacu, przy którym właśnie stałem.
Taki był zdziwiony, taki zdziwiony, a podejrzewam, że gdybym spytał, co tak pięknie u dołu przystrajało Tadeusza z XIII, najlepszej księgi naszej narodowej, Robaczywej epopei – to też by nie wiedział! O!
Taką sobie prowadzę wewnętrzną dysputę, gdy nagle….

*

…skończyły się zatoczki, a zaczęło miasto.
Miasto, hmmm …ale malusi ten Split, albo muszę zacząć wolniej jeździć – ledwo mignął mi stadion Hajduka, ledwo coś tam było na brązowej tablicy ze strzałką w prawo, a już jestem za miastem.
I tak ominąłem letnią altankę dziadzia Dioklecjana, w której na stare lata odpoczywał znużony prześladowaniem chrześcijan, którzy z kolei znaleźli tam odpoczynek po jego śmierci.

BoRa doczytała, że blisko Omisia jest jakiś fajny wodościek na Cetinie. Mi dwa razy tego mówić nie trzeba.
Przytomnie, jak w poniedziałek rano, kieruję swą kamperzycę zaraz za rzeką w lewo.
Kawałek dalej z błyskotliwością Borewicza dedukuję, że skoro tu się kończy rafting, to jedźmy w górę.
Iśmy się powspinali!
Serpentyny i skręty o jakich jelita mogą sobie jedynie pomarzyć, a po drodze nikt nic nie wie o celu naszego skoku w bok.
I wtem – jak za dotknięciem wróżki czarownicy – na kolejnym zakręcie widzimy jegomościa w pięknym otoczeniu beczek na wspaniałym tle skalnego domku. Istne Shire.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Podjeżdżam bliżej, a Bilbo cosik o winie gaworzy, poczym – jak jaki konfident – szeptem dodaje:
– Rakija…i mruga chytrymi oczkami.
No to teraz ja mu szepczę:
– Wodospad, wiesz, no….slap chlap!
Na to on macha pokazując, że mam wjechać głębiej.
Cholera, nigdzie nie spotkaliśmy po drodze drogowskazów, może to jakiś skrót?
Ale przez prywatne podwórze?!
Nic to.  Wjeżdżam i jest to średniodobra finalnie decyzja. Zacny człek ów rozwarł przed nami wrota do zaiste bogato zaopatrzonej izby piwnicznej. Z sufitu zwisały słynne szynki ala parma, boczki, surowe kiełbasy nasycone czerwonokrwistą papryką. Całość doprawiona tajemniczymi ziołami, a z butelek uśmiechały się do nas rozmaite trunki. Feeria zapachów, cudownie łącząca surowe mięso wieprzowe z fantastycznym aromatem świeżo zerwanych o porannej rosie winogron….
BoRa, niestety nie podzieliła mojego zachwytu, pospiesznie opuszczając to magiczne pomieszczenie zatykając szczelnie nozdrza.

Wolność odzyskaliśmy wykupując 4 litry różnych trunków, w tym rzeczonej ściszonym głosem rakiji.
Jako gratis do flaszek dostaliśmy instrukcję jak dotrzeć do owego wodościeku, ale tego dnia największe wrażenie zrobił na mnie…

*

…spalony las.
Z krótkimi przerwami pożoga ciągnie się kilometrami.
Około 2 tygodnie przed naszym przyjazdem w całej Croacji miały miejsca pożary, ale nikt mi niczego nie udowodni.

Spalony las              Smutny widok
W ostatniej bodaj miejscowości przed końcem świata, Zadvarje, już z daleka wita nas krzyż, a na nim…hm…hym hym…byłby to Jezus?
Ale dziwny jakoś, poskręcany, jeszczem takiego nie widział.

Jezus
Obok jest punkt widokowy na rzekę, ale widocznie w miejscu spadania z góry coś nabroiła, bo Croaci zamknęli ją w aż dwie grube rury, a dopiero na dole wypuścili.
„Areszt w zawieszeniu” – pomyślałem ze współczuciem.
BoRa schodzi w dół po schodkach, a w tym czasie podjeżdża mercedes.
Wysiada zeń mężczyzna w wieku – tak około 56 lat 8 miesięcy, z laską.  Tej bym dał nie więcej niż 28.
Pytam amanta młodych talentów o wodościek.
– A, da, sure, waterfall.  Komm mit, Kamerad.
– Zara,zara. BoRa, maj łajw, na dole. Yz slap tam dałn – a po chwili dodałem:
– Tu?
– No, I’ll Show Ya, my friend.
A mówiłem – poczekaj, zorientuję się co i jak, gdzie tam złazisz? Widzisz, że skoro Croaci wzięli rzekę w niewolę, to i wodościek mogą przerobić na prąd, a Ciebie na przewodnika.
Ale BoRa wie swoje, więc po pokonaniu około 550 stopni (w te i wewte) wróciła jako zasapana niemowa.
Nasz rozmówca okazuje się być rodowitym Croatem i teraz, latem, pracuje tu, zimą w Stanach Podwyższonego Ryzyka (d. USA), a wiosną w Germanii. O jesień nie dopytałem.
Po 5 minutach stoimy nad przepaścią, z daleka widać wodościek, ale to kanion jest hoho, a nawet hohoho, dałbym mu bez kozery tak z 5 gwiazdek.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pora zjechać znów na wybrzeże, a do mnie powoli dociera przerażająca prawda – my chyba przez te dwa tygodnie zjeździmy całą tę Croację…..

*

„Nasza kamperzyca doskonale spisuje się zarówno na nizinach, jak i w górach, za chwilę zobaczymy jak sobie poradzi na promie” – myślę z niepokojem stojąc w kolejce aut oczekujących na prom do Suczu-raju. Trzy kwadranse później już znam odpowiedź – jest świetnie.
Zużycie paliwa praktycznie zerowe, także ogumienie i silnik nie wykazują niepokojących oznak.
„A amory? Hehe, to sprawdzę wieczorem” – z zadowoleniem zatarłem ręce.
Ruszamy z portu w poszukiwaniu noclegu na kilka najbliższych dni.
Pierwszy kemping jest stosunkowo blisko, po kilku kilometrach. Zjazd doń jest bardzo stromy, stajemy przed wejściem i idziemy rozeznać sprawę rozdzielając się.
BoRa – jako fachowiec – w stronę stanowisk dla kamperów, a ja chcę zbadać jakość wody i plaży.
O, jest nieźle, piękna zatoczka, długo płytko, naga pani, naga pani, długo płytko i piękna zatoczka.
Całkiem spokojnie właśnie tu możemy zostać.
Zaraz. Ci dwaj też są nadzy? Z tymi-tymi na wierzchu?
A obok dzieci?!
Co to – jestem w raju?
A ja taki mentalnie nieprzygotowany, wstydliwy, wychowany w zakompleksiałym zaścianku Europy, młody i piękny na przełomie lat 70/80 – i mam tu obok publicznie polegiwać ileś dni z gołym puzonem i takąż trąbką?
I BoRę te stare niemieckie pancerfausty będą sobie gołą od rana oglądać, gdy ja dotąd tylko z wieczora?!

A nie-do-cze-kanie!

*

W poprzednich odcinkach:
Brams jest trochę zły na siebie, bo przegapił w Splicie zjazd do pałacu Dioklecjana.
W Omiszu wykazał się jednakże wspaniałym refleksem, gdy BoRa przeczytała wzmiankę o wartym odwiedzenia wodospadzie na rzece Cetinie.
Pod kątem prostym skręcił w lewo przy szybkości 40km/h, stąd dość sporo czasu zajęło im czyszczenie kampera.
Jadąc wzdłuż rzeki podziwiali ciekawe krajobrazy, ale wodospadu wciąż nie widać.
I gdy droga wydaje się definitywnie oddalać od rzeki natrafiają na gospodarza, który w wylewny sposób zachęca ich do przerwy w podróży obiecując znakomite trunki własnej roboty.
Para postanawia zakupić cztery litry różnych napitków, a wdzięczny i roześmiany od ucha do ucha gospodarz objaśnia, jak trafić do celu. A cel znajduje się w Zadvarje, o czym przewodnik BoRy nie wspominał.
Mijają po drodze wiele lasów dotkniętych pożarami i – jak się później okazało – te smutne widoki będą im towarzyszyć podczas prawie całej podróży.
Wodospad jest widoczny z kiepsko oznaczonego punktu widokowego, i to z daleka, stąd największe wrażenie robi kanion, przez który płynie Cetina.
Podróżnicy z Pyrlandii wracają na wybrzeże znajdując zasłużony odpoczynek na kempingu w Zaostrogu. Zażywają tam orzeźwiającej morskiej kąpieli, a także spacerują wzdłuż żwirowego wybrzeża.
Romantyzm sytuacji przywołuje wspomnienia z ich pierwszego wyjazdu nad Bałtyk…
Kolejny dzień brams i BoRa przewidzieli na dotarcie do wyspy Hvar, promem z Drvenika.
Poszukując noclegu trafili na kemping dla naturystów, co początkowo wywołało u bramsa euforię, która szybko minęła wraz z pojawieniem się pary starszych niemieckich turystów płci męskiej, oczywiście na golasa.
Brams poinformował BoRę, że warunki do plażowania są nędzne, a do tego właśnie widział dwa węże, więc nie jest bezpiecznie.
W tej chwili nasi bohaterowie ponownie wsiedli do kampera kierując się na północ wyspy….

– To tam, na dole, to te twoje kiepskie warunki do plażowania? – głos niby BoRy, a jakby Boruty.
Zerkam w prawo, w dół.

Sucuraj
Jasny gwint, że akurat tego widoku drzewa czy skały nie zasłoniły.
– Nooo, z góry jakoś to lepiej wygląda. Ale te węże – szybko dodaję, wiedząc, że to jest jej słaby punkt.
– Szkoda – mówi zrezygnowana.
Brzydzę się kłamstwem w takim samym stopniu jak alkoholem, ale trudno – w tym przypadku zaszła
konieczność z gatunku wyższych.
– To gdzie będziemy nocować?
– Nie wiem, jedźmy przed siebie, coś się znajdzie.

*

W poprzednim, dostępnym jedynie poprzez system PLS (płać lub spadaj), dozwolonym od 18 lat odcinku:
BoRa wywalczyła w końcu trochę dłuższy odpoczynek w podróży, zatem spędzili na wyspie 3 dni i 2 noce.
Dla bramsa to te noce były najciekawsze, i jak widzowie mogli się przekonać – akcja była wartka, a golizny sporo.
BoRa była zachwycona zatoczką, nad którą ustawili kampera.

Grunt, by blisko wody              Hvar

OLYMPUS DIGITAL CAMERA              OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Popływała z maską, popodglądała żyjątka , a na koniec stwierdziła, że to jej zatoczka życia. Jako człek prosty brams nie rozumiał tej fascynacji, ale wciąż potakując , że jest pięknie, wspaniale, a widoczki boskie

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA

– zyskał niezbędny do nabrania sił przed dalszą podróżą spokój w ich mobilnym gospodarstwie domowym.
Rozwiązał wszystkie krzyżówki, popróbował każdy z 4 zakupionych trunków aż w końcu setnie wynudzony, ale nie wyposzczony, zgłosił gotowość do ewakuacji z wyspy.

Właśnie opuszczają prom…

Opuszczamy Hvar

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

– Kochanie – chytrze zagaiłem – podobno od niedzieli w „King Crossie” jest promocja na letnie ciuchy…
– Taak?  I co z tego?
– Nic, tak sobie myślę, pewnie będzie tanio. Mogłabyś sobie coś fajnego kupić…
– Ty się nagle ciuchami zainteresowałeś?
Zamilkłem. Po drodze mijamy tyle niesamowitych dowodów miłości do swego klubu przez kibiców Hajduka, że czegoś takiego jeszcze nie widziałem.

Stadion Hajduka
– A co jest w Poznaniu w niedzielę? – pyta BoRa po pewnej chwili.
– Nie, nic.
Kurde, nie sprawdziłem w necie, czy u nas ten mecz czy na wyjeździe.
– Ale wiesz, ty tak od razu do pracy polecisz w poniedziałek, bez odpoczynku. Może w sobotę wrócimy?
– Aha, pewnie ten twój Kolejorz gra.
– Ja tak tylko, dla twego dobra. Mi się tam nigdzie nie spieszy.
Rozgryzła mnie. Jak na pierwszy raz to uważam, że nie musimy zinwentaryzować całej Croacji, ale to BoRa tak czekała na ten urlop, tak marzyła.
Mimowolnie wciskam mocniej gaz ,przedmieścia Splitu już widać…..

OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA               OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

*

Stoją już naprzeciwko siebie, proszę państwa, nasi skoncentrowani, brams na plecach ma kamerę a w kieszeni komórę, BoRa czyha przyczajona z aparatem wycelowanym wszędzie dookoła, razem stanowią wzorcowy wręcz przykład drużyny nowoczesnej a naprzeciwko mamy proszę państwa zespół może nie pierwszej młodości ale za to doświadczony, wielokrotnie w krwawych bojach zaprawiony, czyli Brama Złota będąca kiedyś u szczytu sławy głównym wejściem, przed nią baszty stanowiące zaporę trudną do przejścia ale miejmy nadzieję nie niemożliwą, w pomocy, po prawej oparta na wysokich kolumnach świątynia Jowisza przez ostatniego trenera przestawiona na baptysterium, a po prawej najsłynniejszy zawodnik naszego przeciwnika, mauzoleum który po zmianie barw klubowych kazał się tytułować katedrą świętego Dujama no i mózg tej drużyny, tak proszę państwa, to centralnie ustawiony perystyl który zarządza atakiem czyli dwoma wysuniętymi do przodu wieżami z których jedna jest wyraźnie wyższa.
Plac gry jest dziś wyjątkowo ścisły i spory bo przy długości 215 metrów szerokość wynosi aż 180 metrów, dodatkową trudnością może okazać się wysokość dzwonnicy, nasi będą mieli ciężkie zadanie, przypominam, bramy na wyjeździe liczą się podwójnie a jeśli dobrze policzyłem to jest ich tu ….yyyy..yyy Włodek ile? – aha tak proszę państwa niemało, niemało, przewodnik zaraz da sygnał do rozpoczęcia, tak właśnie machnął ręką od portu w stronę centrum, rozpoczynają nasi, ostrożnie na śliskich kamieniach wśród starych murów nie czują się pewnie, pierwsze minuty przeznaczają na rozpoznanie przeciwnika, jest 10 minuta gry mamy inicjatywę od początku, cóż z tego, skoro przeciwnik stawia duży opór w postaci ślepych zaułków i akcję trzeba konstruować od nowa, znowu nasi, tym razem zaczynają od wejścia środkowego i błyskawicznie skręcają w prawo, wpadli na jakiś krużganek z kolumnami te są częściowo już zniszczone, będzie okazja przedarcia się do przodu, zbliżamy się do narożnika, i za chwilę mamy pierwszy korner w dniu dzisiejszym, Chorwaci postawili zasieki w postaci muru obronnego, ale BoRa znalazła malutkie przejście i pędzi do przodu tak! tak! udało się jesteśmy w okolicach katedry świętego Dujama BoRa jeszcze wyraźniej przyspiesza i…..jeeeeeeeeeest! jeeeeeest! prowadzimy!!! jeden do zera, 15 minuta, proszę państwa BoRa jako pierwsza umieściła nogę na schodach do wieży i tym sposobem obejmujemy zasłużone prowadzenie na oczach tysięcy kibiców, którzy przybyli tu z całego świata ,a więc jest dobrze, brams zachowuje spokój, można by rzec kamienny w tych okolicznościach ,Chorwaci wyraźnie przysnęli przy tej akcji, ale to już historia, zaczyna przeciwnik , ze skrzydła świątyni znienacka pojawia się staruszka z modlitewnikiem, brams jest odwrócony tyłem zoomuje właśnie witraże odwraca się i ………….podcina staruszkę jest KARNY!!! proszę państwa przewodnik jest bezlitosny wskazuje na drzwi a tam już czeka przyczajona bileterka …
brams odwraca wzrok od ołtarza no i niestety….mamy remis bileterka bezlitośnie wykorzystała gapiostwo bramsa i skasowało 80 kun, zaczynamy wszystko od początku, brams kupuje bilet widać że jest na siebie wściekły, taki błąd jeszcze mu się nigdy nie przytrafił, zawsze wchodził bez biletu ale obrona Chorwatów od lat słynie z czujności, teraz to przeciwnik ma atuty w ręku , mimo że BoRa i brams żują gumę, nasze akcje się nie kleją, nasi wyraźnie słabną, upał dotkliwie nadszarpnął ich siły trzeba się bronić, brams funduje lody rozgląda się w prawo w lewo i ……….co on robi?! traci gałkę jest niedobrze bardzo niedobrze gałka leci coraz szybciej i szybciej i…….wpada na spodenki …NIESZCZĘŚCIE …i już przegrywamy jeden do dwóch, a do zakończenia pierwszej połowy dzielą nas już tylko sekundy, tak w tym momencie zabrzmiał ostatni w tej połowie dzwon z dzwonnicy zatem przerwa.

– Zgodzisz się ze mną, Włodku, że naszym w tej pierwszej połowie, a zwłaszcza w jej drugiej części, zabrakło trochę zimnego piwa i przytomności pod bramami, jak chociażby w 31 minucie, gdy zupełnie nie pilnowany brams będąc w doskonałe sytuacji pod Bramą Żelazną, gdy BoRa była w sklepie z pamiątkami, nieszczęśliwie poślizgnął się na czymś co przypominało psią kupę i nie wykorzystał okazji. Także stara turystyczna prawda głosi, że nie wykorzystane sytuacje się mszczą, a z prezentów należy korzystać, a nie jak w 44 minucie, gdy Chorwaci pomylili się na korzyść naszych o 20 kuna, a my je oddaliśmy praktycznie bez walki. Przed nami krótka przerwa, a po niej zapraszamy na drugą połowę.

„- Bierz się do jedzenia bo tracisz siły, a przed nami jeszcze kawał biegania – BoRa nie wypomina mi tej staruszki i lodów.
– Damy radę, musimy tylko przyspieszyć – popijam Karlovaćko i układam w głowie plan dalszego działania. – – Ale ta pizza pyszna!
Siedzimy w jakiejś przyjemnej knajpie, a tu ledwo połowa zwiedzona a i stadion Hajduka chciałbym zobaczyć. Zostawiam napiwek i wstajemy od stołu.”

I już wychodzą nasi na kamienny chodnik, proszę państwa, wyraźnie silniejsi, widać że ta przerwa była im niezbędna zobaczymy co pokażą w drugiej połowie, w przerwie policzyliśmy z Włodkiem bramy, i oprócz tych 3 dotąd zdobytych jeszcze jest kilka do zdobycia, rozpoczynają Chorwaci, od razu od mocnego uderzenia w dzwon, ale nasi ruszają z kontratakiem, BoRa na tle wieży północnej wygląda bardzo drobno, ale brams wyciąga się jak długi i jeeeeeeeeeeeeeeeest!!! jeeeeest!!! kapitalne zdjęcie !!! nasi długo celebrują udane zagranie, brams próbuje ściągnąć koszulkę, ale przykleiła mu się do skóry w tym upale, sztuka ta udała się BoRze, o Boże! część publiki odwraca wzrok, ale mężczyźni wręcz odwrotnie, domagają się kolejnych takich błyskotliwych akcji,
mamy więc wyrównanie strat , a do końca meczu pozostał kwadrans, ruszamy do przodu, BoRa wpada do perystylu, rozgląda się , szuka dachu – nie ma, a to oznacza, że mamy dziś pierwszy spalony. nasi. znowu nasi, wyraźnie podbudowani ostatnią akcją non stop atakują, przeciwnik schodzi do podziemi, ale i tam nie może czuć się zbyt pewnie, bo brams złapał wiatr w żagle, kupił bilet – widać wyciągnął wnioski z pierwszej połowy, i już pędzą po kamiennych schodach , czy zdążą? BoRa zachwiała się, ale do bramki coraz bliżej, Chorwatom zaczyna sprzyjać przewodnik, co rusz popychając w stronę naszych obcych turystów, brams przepycha się w pobliżu bramki, słychać gwizdy i buczenie, bramka powoli zaczyna się zamykać, brams wymierza kuksańce na lewo i prawo, musi uważać na tyły, bo już ktoś próbuje dobrać się do torebki BoRy, brams ryzykując wykluczeniem z gry wsadza palec przeciwnikowi w oko, odczepił się, zyskujemy cenne sekundy i zdobywamy przewagę liczebną już tylko jeden obrońca a za nim bramka, która jest już w połowie przymknięta, musimy przyspieszyć, proszę państwa, to już chyba ostatnia akcja , BoRa udaje, że będzie wchodzić z prawej, robi zwód i piruet bramkarz rozdziawia usta, może to jest ten decydujący moment, brams , wciąż brams, brams! …..brams wpada na piąty metr…….brams wcisnął się z lewej bez kolejki do ostatniej grupy zwiedzającej podziemia a za nim BoRa mija zaskoczonego bramkarza iiiiii ………………..SĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄ ………………….SĄĄĄĄĄĄĄĄĄĄ …SĄĄĄĄ proszę państwa ,W ŚRODKU! 3:2 dla naszych!!!

Co za akcja! Co za emocje! Przeciwnik kompletnie zaskoczony, po dwóch udanych kontratakach w drugiej połowie Polska odnosi zasłużone zwycięstwo, mamy powód do dumy, nasi pokazali się z bardzo dobrej strony, nie poddali się i walczyli do końca .Pomimo tego, że to tylko spotkanie turystyczne emocji mieliśmy pod dostatkiem do samego końca i możemy być dobrej myśli przed kolejnym spotkaniem wyjazdowym z Grekami, ale to w przyszłym roku.
Z pałacu Dioklecjana w Splicie komentowali dla Państwa: Dariusz Szpanowski i Włodzimierz Lupański.

*

– Kiedy i w jakich okolicznościach widział świadek podejrzanych pierwszy raz?
– To było…w ….czwartek, na autokempingu w Sibinj. Był wieczór, strasznie lało. W recepcji nikogo nie było, a szlaban był podniesiony. Nagle zza ściany deszczu wyłoniły się reflektory tego auta, a na masce zobaczyłem orła.
– Jak to – orła?
– No, normalnie, białego.
– A jaki był kolor auta?
– Biały.
– To jak świadek zobaczył tego ptaka?
– No bo był na czerwonym tle.
– Przecież mówił świadek, że auto było białe.
– Auto białe, orzeł biały ale na czerwonym tle.
– Aha, jeszcze do tego wrócimy. A co z podejrzanymi?
– Wjechali na teren kempingu i stanęli jakieś 10 metrów ode mnie. Po około 30 minutach, gdy deszcz trochę zelżał, z auta wyszedł mężczyzna i poszedł do tyłu. Nachylił się, i za coś pociągnął. I zaczęło lać.
– Przecież cały czas lało!
– Tak, ale teraz też spod auta.
– No tak, i co było później?
– Facet porozglądał się dookoła, podszedł do drzewa i…no …wie pan inspektor.
– Nie, nie wie.
– Też zaczął lać.
– Podsumujmy: lał deszcz, lało się spod auta i lał też facet, tak?
– Tak.
– Dobrze. Kiedy ponownie widział świadek podejrzanych?
– Następnego dnia, z rana. Wstałem około 6.40 i spojrzałem przez okno. Już tylko kropiło. To auto z orłem…
– Jak to, to orzeł siedział na aucie do rana?
– Tak, przecież lało.
– To już ustaliliśmy.
– Ale on nie siedział.
– A co?
– Leżał.
– Nieżywy?
– Nie wiem….
– Znaczy, dawał jakieś oznaki życia?
– Nie, nie dawał.
– Zakrwawiony orzeł nie wzbudził w świadku żadnych podejrzeń?
– Owszem, wzbudził.
– Ale?
– On nie był zakrwawiony, tylko….chyba przyklejony na czerwonym tle.
– To jakie miał świadek podejrzenia?
– Że podejrzany przykleił na maskę białego orła na czerwonym tle.
– Aha…tak….co się stało później?
– Widziałem w środku auta kobietę, która nalała wody do czajnika, chciała ją postawić na kuchenkę, ale z toalety wyszedł mężczyzna, coś powiedział i kobieta odstawiła czajnik, chyba do zlewu.
– I?
– I mężczyzna szybko zasiadł za kierownicą, rozejrzał się po kempingu i błyskawicznie odjechali w stronę Rijeki.
– A szlaban?
– Nadal był podniesiony, a recepcja była pusta……

 

*

Łączymy się z naszym podłódzkim studiem, a dzisiejszym gościem Janusza Pajęcznego i Tadeusza Białobrodzkiego jest początkujący geograf, przyrodnik, dokumentalista, fotoreporter-archiwista i wielokrotny laureat nagród, a ostatnio także specjalista od spraw bałkańskich, ze szczególnym naciskiem na chorwackie, pan Stanisław.

J.P. – Witamy serdecznie, Panie Stanisławie. Z naszych świetnie poinformowanych źródeł wiemy, że już Pan wrócił z Chorwacji?
– Tak, jestem już na miejscu, a konkretnie u Panów w studio.
T.B. – Dlaczego wybrał Pan akurat ten kierunek?
– Ach, to czysty przypadek. Gdy z żoną siedzieliśmy przy obiedzie akurat jadłem ogórka małosolnego, po zatopieniu zębów ze środka ogórka trysnął strumień na rozłożoną obok mapę Europy. Okazało się, że początek strumienia był przy jeziorach plitwickich, a po zatoczeniu łuku wokół wyspy Hvar, strumień obleciał jeszcze Istrię by gwałtownie urwać się w – nomen omen – jaskinach szkocjańskich, na Słowenii. Spojrzeliśmy z żoną na siebie wymownie – to był znak.
J.P. -Jak długo byliście Państwo w Chorwacji, ile kilometrów pokonaliście, co z noclegami?
– Byliśmy dwa tygodnie, w tym czasie przebyliśmy blisko cztery tysiące kilometrów, nocowaliśmy tylko na kempingach, z wyjątkiem pierwszego noclegu – jeszcze w Polsce, w Dusznikach w centrum miasta, a także ostatniego – ten spędziliśmy na Słowenii, blisko Mariboru w jakiejś ciemnej uliczce małego miasteczka.
Raz udało nam się nie zapłacić za nocleg na dziwnie opustoszałym kempingu, ale w sumie nie ma czym się chwalić, hehe.
T.B. – Hehe.
J.P. – Hehehe.
T.B – Co zrobiło na Was największe wrażenie, a co rozczarowało?
– Nie robiłem rankingu, ale zdecydowanie polecam wszędzie chyba wymieniane słynne chorwackie atrakcje, jak Jeziora Plitwickie i wodospady na rzece Krka oraz wspaniałe słoweńskie Jaskinie Szkocjańskie – przejście podziemiami z huczącą czterdzieści metrów pod mostkiem rzeką jest ekscytującym doznaniem. Czułem się, jakbym wkraczał do Mordoru.
Piękne są też zatoczki na wyspie Hvar, a miłośnikom zabytków proponuję spacery przez stare części miast: Zadar, Trogir i Split, na Dubrownik tym razem zabrakło nam czasu. Nie podobała mi się Rijeka a także Pula, gdzie fatalne wzrokowo sąsiedztwo psuje walory amfiteatru. Ogólnie jak na nasz pierwszy wyjazd w tamte strony to uważam, że i tak zwiedziliśmy bardzo dużo.
J.P. – A co z kosztami takiej wyprawy?
– Tanio nie jest, pomimo że byliśmy we wrześniu, czyli po sezonie to codziennie z portfela wyskakiwało sporo kun. Nie warto wymieniać w kraju złotopolskich na kuny, lepiej korzystać z chorwackich bankomatów.
T.B. – Jaka była pogoda?
– Pogodę umiejętnie dostosowaliśmy do własnych potrzeb.
T.B. – To znaczy?
– Na plażowanie wybieraliśmy oczywiście dni ze słoneczkiem i temperaturami rzędu 22-28 stopni, na zwiedzanie przeznaczaliśmy dni chłodniejsze. Jeszcze pozwolę sobie na małą dygresję – podróżując kamperem mieliśmy doskonałą okazję wyboru miejsc noclegowych pod kątem naszych oczekiwań, czyli plaża bliziutko kampera, nie kamienista, a żwirkowa i dłuuugo płytka. Kempingów Chorwaci mają ilość imponującą, każdy coś dla siebie znajdzie.
J.P. – Jak wygląda chorwacka infrastruktura drogowa?
– Dość dobrze, wzdłuż wybrzeża ciągnie się magistrala adriatycka, i jeśli komuś – tak jak w naszym przypadku – nigdzie się nie spieszy to dla pięknych widoków warto się nią przejechać.
Do szybkiego przemieszczania świetną alternatywę stanowi autostrada A1 z Zagrzebia przez Zadar do Splitu. Docelowo A1 będzie się prowadzić do Dubrownika.
T.B. – Jaką trasę pokonaliście?
– Z Poznania przez Wrocław do Dusznik. Dalej przez Brno, Wiedeń, Maribor, Zagrzeb, Jeziora Plitwickie, Karlobag, czyli wreszcie na wybrzeżu. Dalej kierowaliśmy się przez Zadar, Szybenik, Trogir, Split aż do Ploce, skąd jednak szybko zawróciliśmy do Drvenika , gdzie wsiedliśmy na prom do Sucuraju na wyspie Hvar. Po 3 dniach ponownie przez Split autostradą w kierunku Rijeki, ale wcześniej jednak zjechaliśmy do miasta Senj. Dalej Rijeka, Pula, Szkocjańskie Jaskinie, Ljubljana, Maribor itd.
J.P. – Co by Pan przekazał młodym ludziom marzącym o kupnie kampera?
– Kupcie sobie bilet na samolot, polatajcie zwiedzając świat, a w średnim lub starszym wieku wypożyczcie takie auto i dopiero wtedy stwierdzicie, czy taka forma podróżowania wam odpowiada.
A na iście hamletowskie pytanie kamper czy przyczepa kempingowa mówię tak – jak cię stać – kup tak długiego tira, byś bez problemu zmieścił w nim rodzinkę, rowery, skuter , enduro, quada, szybkie auto osobowe i koniecznie motorówkę. Posiadacze kamperów zawsze stawiają sobie kolejne wyzwania i nie zadowolą się samym posiadaniem auta, dlatego z czasem stają na głowie i dokonują cudów, by zmieścić lub pociągnąć za sobą wszystkie wymarzone akcesoria i gadżety.
T.B. – Na koniec, panie Stanisławie, doszły nas słuchy, że szykuje Pan jakąś niespodziankę?
– Tak, i nie zdradzę jej w tej chwili.
J.P. – A co to będzie?
– „Relacja z alkowy”… oj ….Panie Januszu, ale mnie Pan podszedł! Ale ale, bym zapomniał!
Sponsorami naszej wyprawy były nasze oszczędności, za co składamy im wielkie podziękowania.

T.B. – Ostatnie pytanie: czy wie Pan, kiedy nastąpi koniec karawaningu?
– Wiem, ale nie powiem.

 

*

Drodzy Czytelnicy.
Jako wydawcy bestsellera pt. „Wakacje z kunami” przygotowaliśmy dla Was miłą niespodziankę.
W uzgodnieniu z autorem, bramsem, zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie na najbardziej uważnego czytelnika jego wspomnień.
Dla zwycięzcy konkursu nagrodę główną będzie stanowił najnowszy model kampera firmy Marchi Mobile – „eleMMent”, więcej informacji w poniższym linku:

http://www.marchi-mobile….y-rvs/#lightbox

To wspaniałe cudo techniki zwycięzca konkursu będzie mógł odebrać natychmiast po złożeniu zamówienia, wybraniu wersji, wyposażenia i koloru, a także uiszczeniu całości kwoty wartości tego niezwykłego kampera.

Następnie pozostanie już jedynie odczekać na swą kolej i ruszać w świat.
Sam autor ufundował 3 nagrody w postaci 900 ziaren pamiątkowego piasku z piaskownicy obok której grając w kapsle marzył w dzieciństwie o swym pierwszym kamperze. Piasek posiada certyfikat czystości, zaświadczający o braku występowania w nim bakterii cocacoli.
Dla pozostałych czytelników będą nagrody pocieszenia, oczywiście osobiście przez samego autora.

Jednocześnie gorąco zachęcamy do zapoznania się z naszym kolejnym bestsellerem, czyli blogiem żony autora, Pani BoRy, gdzie autorka opisuje – jak najbardziej poważnie – wspólne wyjazdy tej pary wybitnych podróżników:

http://bora.geoblog.pl/podroze

A oto pytania konkursowe. Odpowiedzi prosimy nigdzie nie przesyłać.

1.Co to jest siśmiś?
2.Podaj nazwisko kierowcy leżącego między nogami BoRy?
3.Które ze zdjęć zamieszczonych w opisie podróży będzie miało najwięcej odsłon –  i jak myślisz – dlaczego?
4.Czy bobry występują w Chorwacji?
5.Jaki był wynik do przerwy w meczu Chorwacja – Polska?
6.Którymi dwoma instrumentami muzycznymi brams nie chciał się chwalić?
7.Jakiego ptaka podróżnicy zabrali ze sobą z Polski?
8.Podaj nazwę piwa, którym autor namiętnie się raczył.

Wydawnictwo „Tutam i tamitu”sp.z bardzo o.o.

 

*

Ale się porobiło!

Okazuje się, że po wydaniu zbioru opowiadań „W. z k.” na moją skrzynkę mailową zaczęły masowo spływać rozmaite propozycje, informacje i zapytania, czasem dziwne, czasem nie.
Pozwolę sobie część z nich przedstawić.

Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie zapytuje, czy obraz „Dama z łasiczką” może zmienić nazwę na „Dama z kuną”. Może, odpisałem.

Roberta Makłowicza interesuje to, czy z 1 kuny można zrobić rosół. Można, ale tylko z awersu. (jest na nim …słowik}

Felix Baumgartner, znany skoczek w dół, przesłał mi podziękowanie, w którym pisze, że przed utratą przytomności w ostatniej chwili uratowała go myśl , że jeszcze do przeczytania został mu ostatni rozdział. Na koniec spytał, czy byśmy gdzieś nie wyskoczyli. Na razie waham się.

Z atolu Bora Bora nadeszło zapytanie, czy wyrażam zgodę na zmianę nazwy wyspy na Brams i Bora. Wyraziłem.

Kemping w Sibinj , z którego czmychnęliśmy, poinformował, że w miejscu, w którym stał nasz pojazd, postawili wielki ekran, na którego tle w weekendy wyświetlany jest film pt.”Ścigany”.

Koncern Forda interesuje moje zdanie, czy na rynku aut przyjąłby się nowy produkt łączący wygodę kampera z gabarytami Ka pod roboczą nazwą Ford Kuna. Nie chcę wyjść na laika, cały czas myślę nad odpowiedzią.

Paryska restauracja „Chez Leon” pyta (pewnie to jest w ich mniemaniu dowcipne), czy zamiast owoców morza mogą mi zaproponować warzywa łąkowe w postaci winniczków i żabich udek.
Ze swej strony zaproponowałem im leczenie psychiatryczne.

Słynny polski reżyser filmowy, Pasikonik, obiecał mi nakręcenie trzeciej części filmu sensacyjnego z Lindą E. i Pazurem pt. „Kuny 3. Ostatnia sierść”.

Znany producent bram garażowych prosił o zgodę na użycie nazwy : bramsy segmentowe. Zgodziłem się, ale na bramsy rolowane już nie.

Cristiano Ronaldo prosi o przesłanie filmu z podziemi pałacu Dioklecjana, chciałby poćwiczyć zwody i piruety wykonane przez BoRę. Wyślę mu, ale zwody Ślusarskiego z Lecha.

Jakiś chorwacki wielbiciel Johannesa Brahmsa poprosił, bym napisał „Tańce chorwackie” na podstawie ichnich motywów ludowych. Chyba zwariował.

Hołek napisał krótko: „Nie znasz się na żartach.” Odpisałem: „A Ty na nawigacji”.

BoRa otrzymała propozycję zagrania głównej roli w filmie „Emmanuelle po 40-tce”. Nie wiem, czy tyle da radę wypić.

Z Zadaru przysłali pismo, że automat parkingowy jest już naprawiony i w przyszłym tygodniu odeślą mi 10 kun, ale czekają na zaświadczenie od weterynarza.

Miłe wieści napłynęły z Hvaru, z kempingu dla naturystów koło Suczuraju. Od przyszłego roku na nagusa wolno będzie opalać się tylko kobietom.

Producent samochodowych przewodów wysokiego napięcia pyta, czym karmiłem swoje kuny. Osioł.

Magistrat Trogiru zaprasza mnie do wzięcia udziału w przetargu na budowę drogi ekspresowej przez Starówkę.

Przed chwilą otrzymałem wręcz sensacyjną wiadomość, która nadeszła z sondy Curiosity!!!

„Hello from Mars to brams: Ha kuna ma tata!”

 

*

Zapraszam do obejrzenia filmiku:

Facebook