Strona głównaStrumień JunikowskiWP w Wielkopolsce

Junikowski Strumień.

Przez 19 kwietnia 2017 No Comments

Oto przebieg mojego życia, curriculum vitae.

Nazywam się Junikowski.  Strumień Junikowski.

Mam niecałe 12 kilometrów długości. Urodziłem się w Poznaniu, na lotnisku Ławica. Tuż po narodzeniu byłem dość drobny, można wręcz powiedzieć, że wąski.

Teraz jestem pewien, że na moją przyszłość musiała wpłynąć bliskość lotniska „Ławica” oraz toru samochodowego „Poznań”. Hałas, który generowały spowodował, że nigdy nie osiągnąłem większej szerokości, niż te marne 120 centymetrów.

Praktycznie już od narodzin życie mnie nie oszczędzało. Bardzo szybko pojmano mnie po raz pierwszy. Nie wiem….może dlatego, że nie wolno tak bezustannie pałętać się po terenie lotniska? W każdym razie wsadzili mnie na 27 metrów w rurę pod ważną arterią miejską, ulicą Bukowską.

Wolność odzyskałem przy ogródkach działkowych „Leśna Polana”. Tu przez chwilę moje życie było beztroskie i uporządkowane, nabrałem ogłady, wyprzystojniałem.

Niestety, opuściwszy spokojny teren ogródków prawie od razu wpadłem w szemrane towarzystwo przy ulicy Witnickiej,

       

i Złotowskiej.

       

Rozmaite skrzypy, oczerety czy inne paprotniki lgnęły do mnie jak ćma do świecy. Swe pajęcze sieci uwił tu też kosarz, rzadko do niedawna widziany nocny łowca. Taaak….Nie wspominam zbyt miło tego okresu mego żywota.

Minęło kilkaset metrów.

W poszukiwaniu swego miejsca na ziemi niespodziewanie odkryłem idealną wprost enklawę na odpoczynek.  Było to w Lasku Marcelińskim, gdzie zaznałem wewnętrznego oczyszczenia

       

i rozpocząłem edukację.

No cóż, pewnie już się domyślacie. Moje życie, choć krótkie, zmieniało się jak na rollercoasterze. Po niedługiej chwili spokoju, czystości i szczęścia wpadłem w niezłe bagno. Było to na samym skraju Lasku Marcelińskiego, w jego południowo-zachodniej części.

       

Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie podać obawę przed sąsiedztwem, czyli największą nekropolią Poznania, cmentarzem junikowskim. Potwierdziło się powiedzenie, że strach ma wielkie oczy, bo w tym miejscu osiągnąłem dość zacną szerokość.

       

Niedługo potem znowu mnie przymknęli. Tym razem wyrok brzmiał: 33 metry bezwzględnej ciemnicy pod następną ważną poznańską ulicą, Grunwaldzką.

Za co? Rzekomo dla mojego bezpieczeństwa. Wydarzenia z ostatnich metrów wyraźnie mi nie posłużyły. W rejonie ulicy Wieruszowskiej podupadłem na zdrowiu i zmizerniałem.

       

Życiowe meandry sprawiły, że wkrótce odżyłem i znalazłem się w miejscu niezwykłym. Dawne glinianki wypełniły się wodą tworząc ciąg kilkudziesięciu zdumiewających akwenów. Nieskromnie dodam, że także i ja, Junikowski Strumień, odbiłem swe piętno na urodzie tego miejsca. Dzięki wieloletniej współpracy człowieka z naturą możecie podziwiać Szachty , bo taką nazwę okoliczni mieszkańcy nadali nowo powstałym stawom.

       

       

Owszem, w międzyczasie „zaliczyłem” 60-metrowy epizod w zamknięciu, pod ulicą Głogowską, ale sam się o to prosiłem, podobnie jak przy przekraczaniu granicy między Poznaniem a Luboniem. Tam, pod autostradą A2,  także wolałem zejść do podziemia.

I tak oto dochodzę do końca swej opowieści.

W Luboniu pokręciłem się trochę przy spokojnych uliczkach, widziano mnie obok placu zabaw w małym parku.

       

A gdy zostało mi zaledwie 100 metrów samodzielnego życia z impetem pokonałem ostatni mostek,

i z ufnością oddałem się we władanie Warty.

Facebook